Szybko i sprawnie podesłać zrzut ekranu
1 lutego 2011Poprawne przenoszenie wyrazów w internecie – znaczniki nbsp i shy
5 lutego 2011Czy masz czasami wrażenie, że twój przekaz nie trafia do odbiorcy? To może być błąd skrzywienia perspektywy, który obserwujemy u wielu ludzi projektujących prezentacje lub treści e-learning.
Paradoksem ostatnich lat w uczeniu jest fakt, że wszyscy jak jeden mąż zgodzili się, że trzeba przejść z pojęcia teaching (nauczanie) na learning (uczenie się), a jednak czasami postępujemy dokładnie wbrew tej zasadzie.
W e-learning często ulegamy fascynacji prezentacjami multimedialnymi, choć jako andragogicy wiemy, że pasywne metody uczenia są mniej skuteczne niż zaangażowanie uczestnika w działanie, a najlepiej uczenie innych. Czasami rozmawiam z klientami prezentując możliwości social learningu, zaangażowanie uczestników w proces, budowanie społeczności uczącej się, community of practice… po czym i tak muszę odpowiedzieć na pytanie ile kosztuje jeden „ekran”.
Czytając „Zen prezentacji” Garra Reynoldsa zrozumiałem, że to błąd skrzywienia perspektywy (to pojęcie wymyśliłem na potrzeby artykułu). Reynolds opisuje jak powinien podejść do prezentacji profesjonalista (prostota, slajdy z konkretną ideą, nieprzeładowane itd.) po czym stwierdza:
… możemy wyobrazić sobie frustrację młodego „oświeconego” profesjonalisty, gdy jego szef przegląda materiały wizualne prezentacji na dzień przed pokazem i mówi: Źle. Te slajdy są zbyt uproszczone. Te slajdy nic nie mówią…
No tak, ale przecież to nie slajdy mają mówić. Błąd skrzywienia perspektywy polega na tym, że szef widzi tylko wydruki slajdów (ewentualnie ekran z bliska) i fałszywie utożsamia to co widzi z tym co będą odbierać słuchacze. A oni: nie będą widzieli z bliska, nie znają tematu jak ów szef, poza tym będą mieli prezentera, który ma przekazać ideę (dane można dać w handoutach) i tylko te dane, które potrzebuje, żeby ludzie coś zapamiętali. Dodatkowo szef zakłada, że im więcej na slajdach, tym więcej zostanie przekazane słuchaczom, a jest dokładnie odwrotnie – słuchacze nic nie zapamiętają.
Podobny błąd obserwuję w pracy związanej z e-learningiem. Czasami zapominamy, że fakt, że władowaliśmy gigabajty treści i zrobiliśmy powalające efekty specjalne (animacje, dźwięki, eksplozje, co tam jeszcze) nie oznacza, że ktokolwiek się cokolwiek nauczy, jeśli nie zadbamy o podstawy metodyczne (aktywne uczenie, procesy grupowe, spójność przekazu i takie tam…). Ludzie trochę się uczą z książek i prezentacji, ale sami wiemy jakiego szwungu dostają, gdy się ich zaangażuje, uaktywni, pozwoli wspólnie działać i przeformułowywać to co usłyszeli, rozbudzi emocje. Wtedy uczą się na potęgę.
Jednak błąd skrzywienia perspektywy powoduje, że jeśli treści nie widać na ekranie, to korci, żeby ją wrzucić na 72-gi ekran prezentacji.
Miałem kilka dni temu okazję rozmawiać z Inigo Babotem liderem firmy konsultingowej specjalizującej się w e-learningu. Firma nie jest duża, ale robi projekty zarówno w Europie jak i w USA i to z całkiem poważnymi firmami.
Inigo miał z nami warsztat w Salamance (więcej z tego wyjazdu w artykule o pięknej Ines), podczas którego robiliśmy case study dotyczące firmy, w której okazało się, że pracownicy nienawidzą e-learningu. Oczywiście błąd skrzywienia występował tam w pełnej krasie.
Spytałem Inigo, czy w jego praktyce konsultingowej często spotyka się z tym paradoksem.
– Oczywiście – usłyszałem – ale na szczęście dotyczy to mniej doświadczonych klientów, których w Stanach jest coraz mniej.
Odetchnąłem z ulgą. Więc jednak jest lekarstwo.
Jeśli doszedłeś do tego miejsca, to koniecznie napisz, co o tym sądzisz, bo strasznie jestem ciekaw.
4 Comments
No to piszę… Warsztat „Projektowanie efektywnych szkoleń elektronicznych”, który prowadzę raz na pół roku prowadzę w całości przy pomocy flipchartów, pisaków, post-itów i innych takich materiałów funkcjonujących „w realu”. Ludziom się podoba… Rezultaty osiągamy…
Pewnie, że można o e-learningu bez e-learningu 🙂
Ciebie, Marku, akurat nigdy nie podejrzewałem o błąd skrzywienia perspektywy. Myślę, że tak jak to określił Inigo – doświadczenie nie pozwala ci ulegać tej iluzji. Zresztą, jak pracowaliśmy razem nad prezentacją, to miałem wrażenie, że książkę „Zen prezentacji” to masz przeczytaną i przyswojoną.
Przyznasz jednak, że o ile „metody aktywne” wydają się jasne dla większości szkoleniowców, to już w przypadku e-learningu różnie z tym bywa. Szczególnie jeśli o kształcie e-learningu decydują bardziej informatycy niż osoby zajmujące się zawodowo uczeniem ludzi. Pamiętam jak razem prezentowaliśmy w Ciechocinku na warsztatach PIFS metodyczne podejście do e-learning (pisakami na tablicy) i mieliśmy wrażenie, że znacznie to odbiega od stereotypu elearningu, który część słuchaczy ma utrwalony. Ktoś spytał nawet: „To gdzie jest ten e-learning?”.
No nic – leczmy skrzywienia, a mniej ludzi będzie nienawidzić elearning.
Nie jestem specjalistą od e-learningu, ale wiara w slajdy rozlewa się dużo szerzej niż tylko w Waszej specjalności. Nie ma nic gorszego niż szkolenie czy prezentacja, które w skrócie polega na odczytaniu/powiedzeniu z pamięci treści wyświetlanych slajdów (okraszonych anegdotą), a następnie – tu szok – rozdaniu materiałów, na które składa się plik z tą właśnie prezentacją.
Hmm, mogłem wziąć ją na początku i pójść na kawę… Nieeee, mogłem ją ściągnąć ze strony prezentera 🙂
Myślę, że to złudne wrażenie, że niby ludzie z tego się uczą… Znakomitym przykładem są tu prezentacje Hansa Roslinga (tego od Gapmindera). Ekrany są bardzo widowiskowe. Wnioski też. Ale dopiero komentarz i prowadzenie za rękę przez autora sprawia, że czujesz proces 🙂
Pewnie to samo tyczy się e-learningu.
Osobiście nie czuję się super specjalistą, ale na codzień mam styczność z elearningiem, z w zasadzie jego projektowaniem.
Muszę przyznać, że w szkoleniach, które projektowałem dużo lepsze wyniki ewaluacyjne otrzymałem jeśli:
– szkolenie dostępne było offline,
– materiał podzielony był na małe części i pozbawiony wszelkich fajerwerków,
– treść dostępna była bardzo szybko – „google -like”,
– interfejs był banalnie prosty (3 przyciski),
– można było pobrać PDF podsumowujący,
Nic w tym zaskakujacego, ale okazuje się, że czasami opłaca się strategia czarnej owcy, czyli zrobienie czegoś co nie wpisuje się w aktualne trendy. Dobrzym case’m jest tu gra wiedźmin. Odsyłam do materiałów z TEDxKraków.